Pierwsze wspomnienie dotyczące mojej pisaniny?
Nie zgadniecie!
Słowa mojej mamy wracającej z fefnastej wywiadówki: „błagam
cię, nie pisz już, bo mi wstyd przynosisz!”
Wychowawczyni, na moje nieszczęście polonistka, najwidoczniej
obrała sobie za punkt honoru odnalezienie literackiego talentu. Niestety,
wybrała złą drogę: męczyła biednych rodziców moją twórczością. Współczuję im serdecznie. Talentu nie znalazła.
Moja mama, czerwona po uszy, nie mogła tego słuchać. Mam to
samo: czytając swoje pierwsze wiersze, mam tylko jedno, jedyne pragnienie – jak
najszybciej wyjąć soczewki, żeby nie musieć na to patrzeć.
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że moja mama miała dobry gust
literacki. Pisaninę moją oceniała jako dno i sto metrów mułu.
Jestem jej
cholernie wdzięczna, bo mam przekorny charakter; gdyby zachwycała się tymi częstochowskimi
rymami, prawdopodobnie dawno przestałabym pisać, uznając swoje bajdurzenie za
wiekopomny artyzm, a zeszyt z wierszologią – za pomnik trwalszy niż ze spiżu
(oczywiście od królewskich piramid sięgający wyżej).
Naturalnie nadal ze mnie taka artystka, jak gramopatefon z
krańcowego odcinka przewodu pokarmowego kozy. Aczkolwiek lubię, jak się mówi na
mnie literatka, bo literatka to taka szklanka do popicia. Dorośli wiedzą czego,
dzieci dowiedzą się w swoim czasie, więc tłumaczyć nie muszę. Poza tym,
określenie literatka było obraźliwym epitetem w czasach PRL i rozkwitu Związku Literatów
Polskich. Więc tak, tak do mnie mów ;)
Ze swojego pierwszego (i póki co: ostatniego) konkursu
literackiego pamiętam tylko tyle, że startowała masa ludzi, doooorosłych, z
wyrobionymi nazwiskami i tak zwaną dobrą opinią środowiska. Poważny to był
konkurs, turniej poetycki. Taki… Prawdziwych poetów. Tych, którzy mają swoje wieczorki,
czytelników, drukują się i coś tam znaczą.
Ja, dziewczę nieledwie trzynastoletnie, w białej bluzeczce i
granatowej spódniczce, patrzyłam tylko, którędy tutaj zwiać. Ale moi Rodzice
byli mądrzejsi i nie pozwolili mi uciec.
Nie zwiałam.
Stąd płynie głęboka nauka życiowa: nie uciekać
nigdy, bo nie wiadomo, co czeka za zakrętem.
Na tłumy startujących literatów przydzielono trzy miejsca,
jak to bywa w konkursach.
I wyróżnienie.
Wyróżnienie otrzymała trzynastoletnia dziewczynka w szkolnym
ubranku.
Dzisiaj, mając już w druku swoje Dekretacje, wspominam
dzień, w którym odważyłam się stanąć przed salą pełną dorosłych poetów i
zadebiutować.
Walczcie o swoje marzenia – one się nie spełniają, je się
spełnia :)
Zdjęcia pochodzą z darmowego serwisu Pixaby. Mem z literatką - Demotywatory.