wtorek, 26 marca 2019

Jak znaleźć pracę?



Szukanie pracy jest bardzo proste - wiem coś o tym, w końcu robiłam to wiele razy.

W ten sposób mogłabym sparafrazować znany cytat Marka Twaina o paleniu papierosów. Przyznam, że czuję nawet pewnego rodzaju ironiczną bliskość z autorem powyższej myśli.

W szukaniu pracy mam spore doświadczenie.

Wiem, na jakich portalach szukać etatu, a na jakich zleceń; wiem, gdzie wysyłać CV, a gdzie portfolio. 
Jestem również weteranką bitew na linii frontu, to znaczy, przepraszam, rozmów kwalifikacyjnych. Wspominam je miło. Lubię na nie chodzić, ponieważ są okazją do wyprasowania włosów i wyprostowania garsonki. To znaczy, przepraszam, odwrotnie. Prasowanie włosów nic mi nie pomoże.

Podczas rozmów kwalifikacyjnych dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy na swój temat. Na przykład: w jednej firmie mam za wysokie kwalifikacje na stanowisko X, w drugiej firmie mam za niskie kwalifikacje na stanowisko X. 
Warto zaznaczyć, że nie skończyłam w tak zwanym międzyczasie fefnastych studiów. Moje kwalifikacje nie zmieniły się znacząco. Prawdę mówiąc, w ogóle się nie zmieniły. Nadal jedynym prawem jazdy, jakie posiadam, jest prawo jazdy na rower, w moich czasach zwane kartą rowerową. Jestem również szczęśliwą posiadaczką karty pływackiej, ale jej obecność w moim życiu w żaden sposób nie przybliżyła mnie do upragnionego etatu. Jak widać, nie jestem na fali.

Moje ulubione pytanie ze strony rekrutera, które otrzymałam na rozmowie kwalifikacyjnej kilka lat temu, brzmiało: ,,Jakim pani chciałaby być drzewem?"

Przyznam, że nie odpowiedziałam. Zdębiałam. Teraz, po latach, widzę, że w mojej reakcji była odpowiedź. Cóż, mądra blondynka po rozmowie...

Bliski mi Człowiek, któremu zadałam to pytanie później, odpowiedział: ,,Wierzbą, bo jest piękna... Płaczącą, bo czasami płaczę... "

Odpowiadając na tytułowe pytanie: niestety,  nie mam pojęcia, jak znaleźć pracę.

Jak tylko się dowiem, napiszę o tym na blogu :)

wtorek, 12 marca 2019

Słowo o wdzięczności


źródło zdjęcia - klik
Jak dobrze by było...

Urodzić się w pełnej, szczęśliwej, zdrowej i bogatej rodzinie. Mieć zapewniony idealny start, pełny i dokładny rozwój. Korzystać z zajęć dodatkowych, żeby nie zaprzepascić jakiegoś talentu. Zrobić doktorat państwowej uczelni. Znać kilka języków, ale takich w miarę oryginalnych w naszej szerokości geograficznej, bo po angielsku mówi każdy. Zdać egzamin na prawo jazdy kategorii ABCDEFGH... Pracować na kierowniczym stanowisku w międzynarodowej korporacji. Wakacje za granicą, ale raczej Afryka, bo Azja podobno już passe. Mieć dom z ogródkiem, ale nie na kredyt, i oczywiście na własnej działce. Dwoje dzieci, parkę koniecznie (dzieci, a nie królików). Mieć związek idealny, ale koniecznie małżeński, czyli białą suknię z trenem, welon jak z Grodziska do Milanówka (pięć kilometrów), wesele na osób czysta i żeby się w kopertach zwróciło.

Jak dobrze by było...

... a potem się obudzić... W mieszkaniu własnościowym z gruntem (nie, nie sadzę marchewki), bez parki królików, bez pracy w europejskim koncernie (prawdę mówiąc, bez żadnej pracy), założyć na siebie tę kieckę czarną (jestem w żałobie), zrobić sobie w ulubionym kubku pedrosa za dziewięć czydzieści, usiąść w kuchni, przy starym stole, pod brudnym oknem.

I podziękować.

Nie za ten grunt, za który płacę podatek, bo taki jest niby mój, ale nie mój.
Nie za ten stół, za który co prawda ja płaciłam, ale nie moimi pieniędzmi, tylko mojej Mamy.
I nie za tę kawę tańszą od paczki papierosów, której pić nie powinnam, bo kawa mi szkodzi.

Za to, że tę możliwość mam.

Za to, że mam życie, czyli przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Chociaż co do tej ostatniej to nie jestem pewna :)

Ja dziękuję Bogu. I Ty podziękuj. Obojętnie jak Go rozumiesz i definiujesz. A jeśli nie wierzysz w Niego, to podziękuj swoim rodzicom, przyjaciołom, naturze.

I sobie :)

Wdzięczność jest fajna, bo łagodzi smutek, otwiera oczy na mnóstwo drobiazgów, buduje Twoją relację z Tobą. A jak ktoś Ci powie, ze nieprawda, to mu nie wierz.
Zapewne nie pije kawy ;)



środa, 6 marca 2019

Prochem jesteś...

... i w proch się obrócisz.

Każdego roku zdumiewa mnie podobieństwo Popielca i Zaduszek. Dwa dni w kalendarzu, które są dla mnie wybitnie refleksyjne.

Dzień Zaduszny, wywodzący się z tradycji ludowej, jest dniem pamięci o bliskich zmarłych i refleksji nad przemijaniem. Wcześnie zapada zmrok, gołe drzewa kulą się przed listopadowym zimnem, a my odwiedzamy cmentarze, oglądając błyszczące, nowe nagrobki, nierzadko znajdujące się tuż obok starych, zapadłych mogił. Aura listopadowa i bliskość historii tak wyraźnie opowiadają nam o nieuchronnym sąsiedztwie śmierci.

Zupełnie tak, jak Popielec.

Już nie zima, ale jeszcze nie wiosna. Drzewa nadal nagie, liście nie zdołały jeszcze przykryć powyginanych gałęzi ani starej, odrapanej kory. Jeszcze nie jest ciepło, a wiatr bywa bardziej przeszywający, niż w listopadzie.

Jeśli patrzymy na kalendarz liturgiczny, to widzimy, że zaczyna się Wielki Post, okres pokuty.

Jeżeli jednak wyjdziemy poza kontekst wyłącznie religijny, zauważymy przełom pór roku, biedę przednówka, wszechobecną szarość. Nastrój oczekiwania. Na zmianę. Na nowe. Na wiosnę. Na życie.

Tak, prochem jesteś i w proch się obrócisz.

Dobrze, że jest Popielec, bo dzięki niemu możemy zatrzymać się na chwilę i nie tylko docenić sam fakt istnienia, ale też pomyśleć, że zaraz się zacznie. Zaraz wiosna wybuchnie zielenią. Cztery pory roku, cztery pory życia.

Czy jesteś gotowy na wiosnę w swoim życiu?

Nie tylko post w znaczeniu żywieniowym. Nie tylko wiosenne porządki w domu. I nie tylko posypanie głowy popiołem, bo taka jest tradycja.

Przewietrz swoje serce. Otwórz je na oścież. Nawet za cenę zranienia, nawet za wszelką cenę.

Wiosna przyjdzie wtedy, kiedy ją zaprosisz do siebie.



O Wielkim Poście w kontekście religijnym pisałam tu: klik :-)


wtorek, 5 marca 2019

Dzień dobry...

...  bardzo :)

Nazywam się Marta Cynkier. Miło mi gościć Państwa w mojej szufladzie z pisaniną. Proszę czuć się jak u siebie, a ja dołożę wszelkich starań, by było więcej i więcej czytania...

Pozdrawiam :)

szuflada.marty@op.pl