Już samo słowo „babcia” pachnie karmelowym
stereotypem. Obuta w puchate kapcioszki, puszysta niczym jej ulubiony szlafrok,
w pasiastych skarpetach po kolana, namiętnie ceruje dziurki we wnusinych
ciuszkach. Wzrokiem pełnym łagodności spogląda na gromadkę wnuków, grzecznie
siedzących po turecku na dywanie. Długie, siwe włosy spięła w koka z tyłu
głowy, a siateczka zmarszczek na jej twarzy to mapa miłości.
Rozmarzyli się?
Fajnie.
To teraz się budzimy.
Wiesława
to nie imię. Wiesława to charakter.
Jeśli ktoś jej podpadnie, zrobi z niego śmigło.
Wrogów, jak kawę, preferuje drobno zmielonych.
Raz jej podpadniesz – jesteś skreślony. A podpaść jest
bardzo, bardzo łatwo.
Archetyp szamanki, kobiety-wodza plemion. Taki typ, co
diabłu ogon ukręci. Cięta inteligencja
w połączeniu z naturalnym systemem zarządczym.
w połączeniu z naturalnym systemem zarządczym.
Wiesława RZĄDZI.
Rządzi rodzicami, rządzi mężem, rządzi dziećmi, rządzi
w pracy.
Ma dobry punkt obserwacyjny: siedzi sobie na dużym,
miękkim fotelu rozkładanym. To tam właśnie znajduje się centrum wszechświata,
napędzane palcem wskazującym Wiesławy.
Sweter na drutach?
Zapomnij. Prędzej Ci oko tym drutem wydłubie.
Domowy obiadek?
Nie żartuj. Możesz ją co najwyżej zabrać na kebsa.
Jeśli Ci pozwoli.
Helena.
Pani, której nie znam.
Przeżyła dwie wojny, rodziców, męża, syna.
Kobieta-historia. Kobieta, w której życiu kryje się opowieść o miłości, o
stracie, o tolerancji i wielokulturowości.
Nie śmiałabym powiedzieć do niej: babciu. Mówiłabym:
pani.
Gdybym, naturalnie, miała szansę ją poznać.
Bo tej szansy nie miałam.
Zakochałam się już w jej zdjęciu. W jej skośnych,
drwiących oczach, cienkich aksamitkach brwi, poważnym spojrzeniu. W tym wzroku
przepełnionym śmiercią. I w jej regularnych rysach jak z obrazka. W całej jej postaci
wyniosłej, zgrabnej jak z modowych katalogów. W przepięknej kobiecie
naznaczonej bólem jak stygmatem.
Widzę to.
I doskonale wiem, co miał na myśli Sienkiewicz, pisząc
o kniaziównie Kurcewiczównie (swoją drogą, Helena również): „Młoda
panna wzrostu wyniosłego, rysów pańskich i bardzo foremnych. Oczy miała czarne, aksamitne, a łzawe, a mieniące się, a ogniste (...). Nad tymi
oczami jedwabne czarne brwi rysowały się dwoma delikatnymi łukami, zarumienione
policzki kwitły jak kwiat najpiękniejszy (…)”
Czuję, że doskonale byśmy
się rozumiały.