wtorek, 21 stycznia 2020

Babcia. Z czym to się je?

Już samo słowo „babcia” pachnie karmelowym stereotypem. Obuta w puchate kapcioszki, puszysta niczym jej ulubiony szlafrok, w pasiastych skarpetach po kolana, namiętnie ceruje dziurki we wnusinych ciuszkach. Wzrokiem pełnym łagodności spogląda na gromadkę wnuków, grzecznie siedzących po turecku na dywanie. Długie, siwe włosy spięła w koka z tyłu głowy, a siateczka zmarszczek na jej twarzy to mapa miłości.

Rozmarzyli się?
Fajnie.
To teraz się budzimy.

Wiesława to nie imię. Wiesława to charakter.

Jeśli ktoś jej podpadnie, zrobi z niego śmigło.
Wrogów, jak kawę, preferuje drobno zmielonych.
Raz jej podpadniesz – jesteś skreślony. A podpaść jest bardzo, bardzo łatwo.
Archetyp szamanki, kobiety-wodza plemion. Taki typ, co diabłu ogon ukręci. Cięta inteligencja
w połączeniu z naturalnym systemem zarządczym.
Wiesława RZĄDZI.
Rządzi rodzicami, rządzi mężem, rządzi dziećmi, rządzi w pracy.
Ma dobry punkt obserwacyjny: siedzi sobie na dużym, miękkim fotelu rozkładanym. To tam właśnie znajduje się centrum wszechświata, napędzane palcem wskazującym Wiesławy.
Sweter na drutach?
Zapomnij. Prędzej Ci oko tym drutem wydłubie.
Domowy obiadek?
Nie żartuj. Możesz ją co najwyżej zabrać na kebsa.
Jeśli Ci pozwoli.

Helena. Pani, której nie znam.

Przeżyła dwie wojny, rodziców, męża, syna. Kobieta-historia. Kobieta, w której życiu kryje się opowieść o miłości, o stracie, o tolerancji i wielokulturowości.
Nie śmiałabym powiedzieć do niej: babciu. Mówiłabym: pani.
Gdybym, naturalnie, miała szansę ją poznać.
Bo tej szansy nie miałam.
Zakochałam się już w jej zdjęciu. W jej skośnych, drwiących oczach, cienkich aksamitkach brwi, poważnym spojrzeniu. W tym wzroku przepełnionym śmiercią. I w jej regularnych rysach jak z obrazka. W całej jej postaci wyniosłej, zgrabnej jak z modowych katalogów. W przepięknej kobiecie naznaczonej bólem jak stygmatem.
Widzę to.
I doskonale wiem, co miał na myśli Sienkiewicz, pisząc o kniaziównie Kurcewiczównie (swoją drogą, Helena również): „Młoda panna wzrostu wyniosłego, rysów pańskich i bardzo foremnych. Oczy miała czarne, aksamitne, a łzawe, a mieniące się, a ogniste (...). Nad tymi oczami jedwabne czarne brwi rysowały się dwoma delikatnymi łukami, zarumienione policzki kwitły jak kwiat najpiękniejszy (…)”
Czuję, że doskonale byśmy się rozumiały.