piątek, 20 grudnia 2019

Świętego spokoju!


Jaki jest Twój ulubiony święty?

Mój to święty spokój.




Przeczołgał mnie ten rok. Wycisnął. Jestem zmęczona jak delikatny chłopiec na poligonie. Jak chomik na kołowrotku.

Poprzedni rok totalnie zrównał mnie z ziemią. Myślałam więc, że upływający czas sprawi, że rany się zagoją, a serce będzie radośniejsze.

Guzik prawda. 
Samo się nic nie zrobi. 

Jak jest krzywy ścieg, to trzeba rozpruć do końca i od nowa szyć. Fastrygowanie wystarczy tylko na krótko i może puścić w najmniej oczekiwanym momencie.
Farmakologia jest dobra przy rozpruwaniu. Coś, jak narkoza w trakcie operacji albo silne leki przeciwbólowe. Pozwala przetrwać. Naturalnie, można rwać zęby na żywca, bo i czemu nie? Jednak wolę ze znieczuleniem.

Rozwaliłam wszystko, co dało się rozwalić. Popatrzyłam na kupkę gruzu, złożoną głównie z oczekiwań i rozczarowań (dziękuję, Monika). 

I tak sobie siedzę i haftuję, w kwiatuszki, po mojemu. Wiem już, że farmakologia to nie moja droga, ale wiem też, że bez leków nie przetrwałabym tego roku.
Szybko zleciał. Nie będę za nim tęsknić i nie będę za nim płakać.

Kochany 2020 roku!

Przynieś hektolitry, tony i niezliczone pokłady spokoju. Dla mnie i dla moich Bliskich. 
Tyle spokoju, żebyśmy mogli w nim pływać i nurkować. Żeby nam uszami wychodził. Żebyśmy mieli go w szufladach, pod prysznicem i w lodówce. Żebyśmy mogli go pić jak herbatę. Jak czystą wodę ze źródła. I żeby się nigdy nie skończył.


Ciężko było, trudno, boleśnie. Orka na ugorze. 
Z każdą Wigilią coraz mniej talerzy.

Tyleśmy nacierpieli, to teraz czas na nagrodę.
Na cały ocean świętego spokoju.

I tego właśnie życzę Wam, drodzy Czytacze, na te Święta i na Nowy Rok.

Niech będzie Wam po prostu  - lepiej.