Marta Piaskowska, kobieta z długopisem.
Urodziłam się ostatniego dnia pierwszego jesiennego
miesiąca, gdzieś w dobie transformacji ustrojowej. Nie jestem dzieckiem komuny
(cokolwiek to znaczy), ani dzieckiem wolności (cokolwiek to znaczy). Urodziłam
się w dobie przemian i najwidoczniej poszłam za ciosem – skończyłam nauki
polityczne. Mam na to papier (jak mi się skończy toaletowy, to jeszcze jest
dyplom w zanadrzu).
Co do wykształcenia, to chciałam być lekarzem, ale okazałam
się na to za głupia.
Moja świętej pamięci polonistka z liceum nalegała, żebym
poszła na filologię polską. Nigdy w życiu!
Długie lata żyłam w przekonaniu, że jestem dzieckiem piątku. Znacie to? Takich jak ja powinni stemplować znaczkiem czarnego kota tuż po urodzeniu.
Znaleźć pestkę w bananie? Żaden problem.
Nadziać się na matematyczkę, będąc na wagarach? Tak, to ja.
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałam się, że jednak urodziłam się... W poniedziałek.
W poniedziałek! Jaki poniedziałek, taki cały tydzień; masa planów, przygód, wrażeń!
Zaczęłam układać sobie pod beretem.
Zaczęłam spełniać marzenia.
Debiut literacki: Turniej Jednego Wiersza "Srebrna Szyszka", Międzyborów, 2005 r.
Debiut drukiem: "Dekretacje", Ridero, 2019 r.
Debiut literacki: Turniej Jednego Wiersza "Srebrna Szyszka", Międzyborów, 2005 r.
Debiut drukiem: "Dekretacje", Ridero, 2019 r.