czwartek, 13 lutego 2020

Mam dobre życie :)


Mam dobre życie.



Proste zdanie, tylko trzy słowa. 

Czy masz w sobie na tyle odwagi, by odnieść to zdanie do siebie
i wypowiedzieć je na głos?

Początkowo ten tekst miał nosić tytuł: „Nowy rok, stara ja”. Jednak postanowiłam, że wystarczy tego sarkazmu, bo jak tak dalej pójdzie, to niedługo sarkazm wyleje mi się z czajnika zamiast wrzątku.
Wystarczy „Mam dobre życie”. I niech to będzie podsumowanie mijającego roku, który w pewien sposób był przełomowy. 

Mocno wierzę w to, że wszystko jest po coś.
Wszystko ma swoją przyczynę i do czegoś prowadzi. 

Nie lubię łatwych dróg. Może to jest jakiś element masochizmu, ale uważam, że im trudniej coś zdobyć, tym większą ma to wartość. Być może myślę tak dlatego, że w dzieciństwie miałam wszystko nakładane na talerz i podstawiane pod nos. Z perspektywy czasu uważam, że nie jest to dobre. Bardziej doceniam te rzeczy, które zdobędę / wywalczę / wyczekam. Sama. Podstawianie pod nos gwałtownie się skończyło. Przyszło tak zwane życie – i nie pytało, czy ja, pyzata szesnastolatka, jestem gotowa na dorosłość. 

Nie byłam, co zrobić. Nadal nie jestem, nadal myślę o sobie tak, jakbym miała piętnaście lat. A metryka i lustro kłamią :) 

Potrafię poradzić sobie z wieloma sprawami. 
Nie wiszę na nikim ani emocjonalnie, ani finansowo. 
Oczywiście, nadal mam problem z tym, żeby prosić o pomoc. Żeby przyznać się komuś bliskiemu, że potrzebuję wsparcia. Opornie mi to idzie.

Wsparcia, ale nie wyręki.
Pomocy, ale nie przejmowania moich obowiązków.

Jestem wystarczająca. Wystarczam sobie. Nie musisz mi mówić, że jestem fajna, ładna czy mądra, nie musisz mydlić mi oczu. Wiem, jaka jestem. Jestem świadoma siebie. Jestem taka, jaka chcę być. Wystarczająca. 

I lubię je.

Lubię moje życie.

Przewrotnie to brzmi, prawda? Szczególnie w moim przypadku. A jednak.
Jestem tu i teraz.
Tu i teraz wiję gniazdo i się kokoszę.
Utrzymuję i pogłębiam relacje z bliskimi.

Mam dobre życie.

Zarabiam na chlebek i coś do chlebka.
Mam swój kawałek podłogi. Co prawda to nie jest apartament w luksusowej dzielnicy, tylko pięćdziesiąt metrów kwadratowych w spółdzielczym bloku z lat sześćdziesiątych, ale moje. Moje
i cześć.
Mam ciepło, wygodnie, na łeb mi nie pada.
Mam blisko do pociągu i dobry dostęp do lekarza.
Mam się kim opiekować.
Mam dla kogo żyć.

To dlatego śmiało mówię, że mam dobre życie. Że w perspektywie „tu i teraz” bilans wychodzi mi mocno na plus. Co więcej, zliczając wszystkie plusy i minusy z całego życia – nadal bilans wyjdzie mi na plus. :)

Bo to ja za swoje życie odpowiadam. Ja je układam i buduję. Dlatego jest dobre – bo jest moje.
Nie ma wymówek :)

Manna z nieba spadła tylko raz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz