piątek, 14 lutego 2020

Miłość Ci wszystko wypaczy


Żarcik, żarcik, polityka.
Kłamstwo, kłamstwo, statystyka.

Wpisuję w przeglądarkę: statystyki rozwodów.
Mijam media takie czy owakie, znajduję: Rocznik Demograficzny GUS za 2019 r. Postanowiłam go nawet przeczytać.

I że cię nie opuszczę, aż mi się nie znudzisz


Jestem politologiem, wiem lepiej umiem czytać statystyki. Wiem, żadna niezwykła umiejętność, każdy powinien umieć. Zgoda. Ale nie każdy umie ;)

Rzucę liczbami.

Statystyki rozwodowe na przestrzeni trzydziestu ośmiu lat kształtują się następująco: 

1980 r. – 39833,

1990 r. – 42436,

2000 r. – 42770,

2010 r. – 61300,

2018 r. – 62843.

Mamy to. Ale to tylko liczby, nic nam nie mówią, niczego nie obrazują – poza wyraźnym wzrostem, ale przecież to mnie nie dotyczy.

-Co jest, cholera – zaczepiam babcię, która ma doświadczenie z autopsji (z własnego doświadczenia, a nie z sekcji zwłok). – Czy ludzie już naprawdę nie wiedzą, z kim się żenią?!
-Albo wiedzą właśnie – mruczy babcia znad krzyżówki. – Albo właśnie doskonale wiedzą.



Na moim podwórku


Nie mam dobrych informacji. 

Albo jestem dziwna, albo towarzystwo mam dziwne. Albo, cytując klasyka, dziiiiwny jest teen świat.

Samotni – dotyczy obu płci: atrakcyjni, wykształceni, mądrzy, niezależni finansowo.

W związkach – na kartę rowerową lub na prawo jazdy. Z marginesem „i że cię nie opuszczę, aż mi się nie znudzisz” (tak, jakby ślub tego marginesu pozbawiał, he he. Zabawne szczególnie w kontekście tych powyższych statystyk). 

Małżeństwa – i tu mi się warsztat rozjeżdża, bo albo szczęśliwi, albo są bo są. Ciężko zweryfikować, bo granice są płynne, tak zwane życie jednych atakuje bardziej, innych mniej. Abstrahując od przyczyn, są ze sobą.

Póki co.

Ja sama ekspertem od małżeństw to nie jestem, bo na ślubnym kobiercu stawałam okrągłą liczbę razy (zero). Nie mniej jednak, jestem politologiem, więc wiem lepiej interesuje mnie przełożenie demografii na własne podwórko.

I ten niezwykle rajcujący aspekt psychologiczny.

Czyli: co stoi za samotnością – i tutaj sobie utrudnijmy – zarówno za samotnością singli, jak i za samotnością w związkach?

Przyczyn zapewne jest fefdziesiąt, ale ja poruszę dwie główne (moim subiektywnym zdaniem, rzecz oczywista):



  •  strach


  • lenistwo



Brzmi jak trzask patelni po policzku, prawda?

Mam głęboką nadzieję (i wiarę w ludzi!), że jednak statystyka mojego bardzo bliskiego podwórka przekłada się wprost proporcjonalnie na setki innych podwórek, dzielnic, miast, itepe, itede.
Dlaczego? Dlatego, że strach wygrywa tę rozgrywkę. I to nokautując lenistwo.

Strach jest do pokonania, mówię to ja.
Strach jest do oswojenia.
Czyli: taki pacjent rokuje. 

No i jak żyć, droga Redakcjo?


Jak najbardziej. Zanim zaczniesz się zastanawiać jak żyć, to po prostu zacznij żyć.
Banalne jak chleb z masłem. Miałkie jak przepyszna owsianka, którą z uśmiechem na ustach spożywam każdego dnia <3 (BLEEE)

Stoisz nad tą przepaścią, rozmyślasz, analizujesz, a życie ucieka i wcale z Tobą nie rozmawia. Nie pyta Cię o zdanie. Mijają dni, miesiące, lata… 

Nie puszczasz poręczy, bo się boisz, że spadniesz.
A co będzie, jeśli puścisz i dowiesz się, że doskonale umiesz latać? ;)
Miłość może pomóc Ci puścić barierkę (da Ci przysłowiowego kopa, fenyloetyloamina, jak każdy inny narkotyk), ale lecieć musisz sam ;)

Z okazji Walentynek życzę Czytaczom miłości… własnej :)
„Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”.
Znajomym i nieznajomym małżeństwom życzę, żeby nie stali się kolejnym trybikiem w maszynie statystyk rozwodowych.
Samotnym życzę miłości, a sparowanym – mniej strachu (i nie budujcie statystyk rozstaniowych, chociaż chyba jeszcze takich nie ma ;) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz